środa, 17 kwietnia 2013

Nowy, zamaskowany Torres

Tak grające pięćdziesiąt milionów funtów, nie zadowoliłoby nawet najbardziej pobłażliwego kibica. Wielkie kwoty powinny iść bowiem w parze z wielkimi umiejętnościami i konkretnymi rezultatami. Pamiętam jak dziś, moment kiedy oficjalna strona niebieskich obwieściła, iż w ostatniej chwili zakontraktowała Hiszpana za wymienioną wyżej kwotę. Przeglądając na bieżąco fora dotyczące Chelsea, wszyscy byli zachwyceni. „To strzał w dziesiątkę”- komentowali,  „idealne wzmocnienie”, „wreszcie nasz atak będzie się jakoś prezentował”, Drogba z Torresem zniszczą każdego” itd. Obawiam się, że te zbyt wielkie oczekiwania, które pojawiły się już na samym początku, powiązane z pieniędzmi (50 milionów działa na wyobraźnię) i sławą El Ninio sprawiły, że każdy kibic chciał, aby Torres co mecz strzelał hat-tricka. Jeżeli początkowo jego dorobek bramkowy wahał się na poziomie błędu statystycznego, czyli w okolicach zera – wszyscy mu wybaczali, bo przecież musi się ograć i dopasować do stylu gry londyńczyków. Bramek nie było, a z tygodnia na tydzień frustracja zaczęła niesłychanie szybko narastać. Prawdę powiedziawszy każdy by się hm… zdenerwował gdyby czołowy snajper takiej drużyny jak Chelsea, nie zanotował trafienia, od ładnych kilku miesięcy. Ale czy faktycznie Torres to taki beznadziejny transfer?

Dziś, z perspektywy czasu muszę przyznać, że z El Ninio nie jest wcale tak źle. Oczywiście, nigdy nie pokazał tego, co pokazywał w Liverpoolu. Nigdy nawet nie zbliżył się do ówczesnej formy. Będąc zawodnikiem Chelsea przeszedł jednak swoistą metamorfozę, która nie została zauważona przez szereg krytykantów. Hiszpański snajper przekwalifikował się moim zdaniem na fałszywą dziewiątkę. Cofniętego napastnika, który może nie strzela niezliczonej liczby bramek, ale od pierwszej do ostatniej minuty haruje na wynik spotkania, obsługując kolegów bardzo mądrymi i niejednokrotnie rozstrzygającymi podaniami.

Kibicom rzecz jasna ciągle mało. W ich małych główkach Torres musi strzelać, jak Messi czy Ronaldo. Skoro w fifie jest wysuniętym i bramkostrzelnym napadziorem, to czemu w takim razie nie odzwierciedla się to na piłkarskie realia. W taki oto sposób fala krytyki rośnie i rośnie. Do momentu, aż Torres staje się najbardziej opluwanym piłkarzem w dzisiejszym footballowym świecie. Czy oto chodziło kibicom? Mam nadzieję, że nie. Nie chcę być ich częścią skoro gnoją własnych zawodników, mieszając ich z błotem. Trzymam się wersji, że to tylko krótkotrwała głupota, która już minęła.

Sporo mówi się o wymienia na linii Chelsea – Atletico. Oni nam Falcao, my im Torresa i trochę kasy. Zadał ktoś sobie pytanie co będzie, gdy Falcao już podpiszę kontrakt z londyńczykami za kolejne pięćdziesiąt milionów funtów i nagle zgubi swą fenomenalną dyspozycję? Tak, wiem, że teraz odezwą się głosy krzyczące „Falcao to coś innego, on jest genialny. Właśnie takiego kogoś potrzebujemy”. Patrz paragraf pierwszy. Te same krzyki były słyszane przy transferze Hiszpana.

Czy jestem za kupnem Falcao? Tak, jestem. Ale nie sprzedawałbym Torresa. Chelsea powinna zacząć grać dwoma napastnikami. Jak za starych dobrych lat. Falcao plus Ba. Ta kombinacja wygląda całkiem ciekawie. Torres na ławce, jako zamaskowany as w rękawie, będzie moim zdaniem nieoceniony. Super-rezerwowy? Czemu nie. W dodatku, nikt nie gwarantuje, że jeden z podstawowych napastników nie złapie poważnej kontuzji w trakcie długiego sezonu. Co wtedy? Lepiej zmienić taktykę całej drużyny, czy mieć takiego Torresa w obwodzie? Odpowiedź narzuca się sama.

Herosem pola karnego przeciwników za czasów The Blues nie został. Jest jednak spora część mądrych kibiców, która go kocha i wierzy w niego, bo widzi w nim potencjał nowego Torresa. Torresa grającego lekko w cieniu. Strzelającego jedynie od czasu do czasu, notującego natomiast wiele asyst i kluczowych podań. Torresa nierzucającego się w oczy, który nie stoi w świetle reflektorów, lecz odwala ciężką i niewdzięczną pracę na boisku. Niebieskiego Torresa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz