Mimo że w roli trenera nie rozegrał jeszcze ani jednego meczu w
Premier League, to już stał się ulubieńcem brytyjskich mediów.
Kontrowersyjny i charyzmatyczny Paolo Di Canio w niedzielę zadebiutuje w
roli menedżera walczącego o utrzymanie Sunderlandu. Rywalem będzie
celująca w Ligę Mistrzów Chelsea.
Póki co 44-letni Włoch, który w przeszłości zasłynął między innymi identyfikowaniem się z ruchami faszystowskimi oraz skrajnie prawicowymi poglądami politycznymi, wzbudza zainteresowanie mające niewiele wspólnego z postawionym przed nim zadaniem utrzymania zespołu w Premier League. Dla kontrastu przypominany jest też mecz z 2001 roku z Evertonem w europejskich pucharach, kiedy Di Canio zrezygnował z szansy na strzelenie gola, bo na murawie leżał poszkodowany chwilę wcześniej bramkarz rywali.
Nagroda FIFA Fair Play
- Ja jednak nie chce o tym teraz mówić. Nie chcę, bo każdy ma w sobie trochę anioła i trochę diabła. Zachowuję się tak, jak się zachowuję. Jeśli ktoś mnie odbiera jako osobę agresywną czy teatralną, to właśnie w taki sposób będzie mnie opisywać. Mam swoje pasje i swój sposób na życie. To nie jest jednak pełny obraz mojej osoby. Mam dwie córki. Jedna z nich studiuje biotechnologię na uniwersytecie w Southampton, a druga idzie do brytyjskiej szkoły - zwraca uwagę na lepszą stronę swojej osobowości Di Canio, któremu zaraz po nominacji na stanowisko menedżera Sunderlandu media przypomniały nieskrywaną kiedyś fascynację faszyzmem.
"Czarnoskórzy przyjaciele, żydowski agent"
- Płacę podatki. Odgrywam pewną rolę w codziennym życiu. Moimi najlepszymi przyjaciółmi są Chris Powell (były gracz m.in. West Ham United) i Trevor Sinclair (były piłkarz m.in. Manchesteru City i reprezentacji Anglii - przyp.). Obaj są czarnoskórzy. Moim agentem jest Żyd, więc nie jest tak łatwo wpisać mnie w jasno określone ramy. Mam nadzieję, że wkrótce nie będziemy rozmawiać o takich rzeczach. Że będziemy mówić jedynie o piłce nożnej, bo z jej powodu jestem teraz w Sunderland - podkreśla Di Canio.
Włoch nie ma dużego doświadczenia na ławce trenerskiej, ale osiągnięcia, jakimi może poszczycić się z pracy ze Swindon Town przekonały władze Sunderlandu, że jest to człowiek, który może uratować ligowy byt znajdującego się zaledwie punkt nad strefą spadkową zespołu. Di Canio objął Swindon w 2011 roku jako zespół czwartoligowy. Po pierwszym sezonie pewnie awansował do trzeciej ligi, w której opuszczona przez niego kilka tygodni temu drużyna wciąż pozostaje jednym z kandydatów do promocji na zaplecze Premier League.
"Nie można łudzić się nadzieją"
Otwarty styl gry, który sprawdził się w poprzedniej pracy, Di Canio chce przeszczepić również na Sunderland.
- Ze Swindon grałem ofensywnie, bo trzeba strzelić gola, żeby wygrać. I to niezależnie czy celem jest gra o otrzymanie się, czy wygranie ligi. Nie możemy jedynie skupiać się na obronie i łudzić się nadzieją, że uda się zdobyć bramkę. Będę grał ustawieniem 4-2-4, kiedy będziemy w posiadaniu piłki. Zamierzam zmienić obecny system Sunderlandu, bo potrzebujemy mieć więcej rozwiązań w ataku, żeby móc pokonać rywali - zapowiada Włoch.
Przed Paolo Di Canio, który z nowym klubem związał się 2,5-letnim kontraktem, zostało postawione niełatwe do zrealizowania zadanie. Ma siedem kolejek, żeby utrzymać w Premier League znajdujący się zaledwie jeden punkt nad strefą spadkową zespół. Wyzwanie nie byłoby tak trudne, gdyby nie niekorzystny kalendarz, w którym praktycznie w każdej kolejce piłkarze Di Canio będą mieli za rywali bardzo wymagające zespoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz